Sukces na Sziszapangmie oznaczał dla Andrzeja Bargiel start nowych projektów, zdobywanie i zjazdy z następnych siedmio – i ośmiotysięczników. W tej części artykułu relacja z Broad Peak oraz spotkanie zakopiańczyka ze Śnieżną Panterą w byłym ZSRR. Jeżeli chcesz sprawdzić co pisaliśmy w pierwszej części odsyłamy do treści: Atomic Backland – najwyższa jakość w służbie niezawodności Cz. 1
Freeride w Himalajach – Andrzej Bargiel

Po sukcesie na Sziszapangmie kolejnym celem wyznaczonym przez Andrzeja Bargiel stał się himalajski szczyt Mansalu (8156 m.n.p.m.). Plan zakopiańczyka jak zawsze zakładał szybki atak i zjazd z wierzchołka na nartach w czasie poniżej 24 godzin. Atak szczytowy poprzedziła siermiężna praca poniżej wierzchołka, podczas której ekipa (Andrzej i Grzesiek Bargielowie, filmowiec Darek Załuski i fotograf Marcin Kin) zakładała kolejne obozy. Pogoda zmusiła ich do spędzenia w bazie wielu dni i walkę o przejście aklimatyzacji w przeciągu 9-10 dób. Założono tak niewielką liczbę dni na ten proces, ponieważ team zakopiańczyka planował zaraz po zdobyciu Mansalu przeniesienie się pod Cho Oyu (nie uzyskując jednak pozwoleń chińskich władz, by wejść na kolejny ośmiotysięcznik, Bargiel postanowił zakończyć wyprawę i wrócić do kraju). Wspomniane 9-10 dni aklimatyzacyjnych jest zdecydowanie zbyt krótkim okresem, by zaatakować ośmiotysięcznik. Wyjaśnia to dlaczego szczytu nie mogli zdobyć pozostali członkowie ekipy i dlaczego skialpinista zrobił to w pojedynkę.
Bargielowi sukces umożliwiły znane od dawna nadzwyczajne cechy wydolnościowe i możliwości adaptacyjne. Dotarcie na wierzchołek zajęło mu zaledwie 14 godzin i 5 minut, bijąc tym samym rekord świata tego masywu! W drodze powrotnej z powodu gęstej mgły nie pobił własnego rekordu w wysokości polskiego zjazdu na nartach musząc je okresowo odpinać, jednakże dorzucił nowy rekord Monsalu – wejścia i zejścia w przeciągu 21 godzin i 14 minut. Kiedy swobodnie zjeżdżał na nartach, lekko ubrany w swoim stylu relacjonował – Mijani po drodze himalaiście piący się do góry z aparatami tlenowymi widząc polskiego skialpiniste zjeżdżającego na nartach myśleli, że mają halucynacje spowodowane chorobą wysokościową. Wyczyn Bargiela nie był jednak złudzeniem, stał się udokumentowanym faktem. Rezultat zakopiańczyka na Monsalu jest niemalże dwie godziny lepszy od poprzedniego rekordzisty. Kolejne wyzwanie przyszło rok później…
Pierwszy ślizg z Broad Peak

25 lica 2015 roku Andrzej Bargiej zrealizował w końcu coś co nie udało się jeszcze nikomu! Udowodnił, że ludzkie możliwości nie mają granic dokonując jako pierwszy zjazdu na nartach z Broad Peak (8051 m.n.p.m.). Gdy zaczynał marsz na szczyt, warunki pogodowe były bardzo niekorzystne. Samo wejście na wierzchołek stało się nie lada wyzwaniem. Kilka dni wcześniej zeszła w okolicy lawina. Polak z rozbitego obozu numer trzy wyszedł o godzinie 3.00. Wyjątkowo deprymująco działać musiał fakt rozpoczęcia ataku szczytowego podczas gdy inni przebywający w tym czasie na górze śmiałkowie właśnie zawracali z powodu niekorzystnych warunków atmosferycznych. Relacjonowali, że jest zbyt wietrznie, a zalegający śnieg uniemożliwia wspinaczkę. Zakopiańczyk nie zrezygnował. Przed przełęczą warunki pogodowe poprawiły się, śnieg sięgał już tylko do kolan, a podłoże było dostatecznie twarde by kontynuować marsz. Bargiel przyznał, że podczas tej drogi ogarniało go zwątpienie, czy oby uda mu się dotrzeć na samą górę, targały nim wątpliwości.
Przed południem osiągnął zenit. Jako jeden z wyłącznie kilku himalaistów zdobył w owym roku Broad Peak. Po niedługim odpoczynku postanowił wracać, dokonując jednocześnie pierwszego zjazdu na nartach z tego jakże trudnego technicznie ośmiotysięcznika. Po owym wyczynie kolejne niemożliwe do tej pory dla człowieka założenia i nowe rekordy były już tylko kwestią czasu. Dla właściwie nadczłowieka Andrzej Bargiela. – Te wyzwania są po to, żeby później zjeżdżać ze szczytów na nartach. To jest nagroda i największa radość, która z tego wszystkiego płynie – mówi o przedmiocie swoich motywacji Andrzej Bargiel.
Andrzej Bargiel i Śnieżna pantera w ZSRR

Na przełomie lipca i sierpnia 2016 roku lista dokonań Bargiela wydłużyła się o „Śnieżną Panterę” – którą stanowi 5 najwyższych szczytów byłego ZSRR. W przeciągu miesiąca wspiął się na Pik Lenina (7134 m n.p.m.), Pik Korżeniewskiej (7105 m n.p.m.), Pik Komunizma (7495 m n.p.m.), Chan Tengri (7010 m n.p.m.) i Pik Pobiedy (7439 m n.p.m.). Podbił tym samym rekord z 1999 roku ustanowiony przez Denisa Urubko i Andrieja Mołotowa, którzy dokonali tego w 42 dni. Bargiel tak jak zdążył już do tego przyzwyczaić wszystkie pięć wejść zaliczył szybko, bez zbędnego sprzętu, niosąc na plecach narty lub podchodząc na nich pod górę. Na dwóch spośród wymienionych wierzchołków był pierwszą osobą na świecie, która zjechała z nich na nartach.
– Prędkość wpływa na bezpieczeństwo i minimalizuje ryzyko. Tutaj było pięć szczytów, na których często dochodzi do załamania pogody. Ciężko znaleźć przy klasycznym wspinaniu tydzień dobrych warunków, a właśnie tygodnia potrzebują przeciętni wspinacze, żeby wejść i zejść z takiego szczytu. Przy takim stylu, w którym wychodzę w nocy, do południa jestem na wierzchołku, a popołudniu w bazie, łatwiej jest się mi w tym odnaleźć. Okna z dobrą pogodą są możliwe częściej i nie pozwalam sobie na to, żeby pogoda mnie nie zaskakiwała – zdradza klucz do swojego sukcesu Andrzej Bargiel.
Co po takim triumfie i uznaniu w światku wspinaczki? Pora na enigmatycznie brzmiące K2 . O przebiegu ekspedycji oraz o tym co wspólnego ma postać wykreowana przez Sylwestra Stalone – Rocky Balboa z Andrzejem Bargielem w trzeciej części artykułu za tydzień!
autor: Tomasz Kulczyk. adres email: fittomkul@gmail.com
