Wprowadzenie na rynek wiązań narciarskich typu Kardahar było oznaką nadciągającej rewolucji technologicznej. Nowy system łączenia pięt z nartami sprzyjał zachowaniu kontroli nad sprzętem. Niestety, już kilka lat po premierze opisywanych wiązań okazało się, że projekt ten wymaga poważnej modyfikacji. Wszystko za sprawą prawdziwej plagi kontuzji, która rosła wraz z popularnością wiązań typu Kardahar. Jak więc wyglądała dalsza historia wiązań narciarskich?
Kardahar i kontuzje – skąd wzięła się ta zależność?
Sztywne mocowanie pięt z nartami wyraźnie poprawiało kontrolę narciarza nad sprzętem, ale jednocześnie zwiększało ryzyko odniesienia kontuzji. Taka zależność wynikała oczywiście z faktu, że stałe przytwierdzenie pięt uniemożliwiało wypięcie się butów z wiązań podczas upadku. Rosnąca liczba urazów odnoszonych przez narciarzy była wyraźnym sygnałem świadczącym o konieczności udoskonalenia Kardaharów.
Tego zadania podjął się znakomity norweski narciarz Hjalmar Hvam, który jeszcze przed wybuchem II wojny światowej wyemigrował do USA. Oczywiście pomimo emigracji Hvam pozostał wierny swojej największej pasji. Z czasem udało mu się nawet otworzyć własną działalność w postaci sklepu ze sprzętem narciarskim. To właśnie wtedy Hvam zorientował się, że mimo pewnych udoskonaleń wiązania narciarskie wciąż są przyczyną licznych złamań i urazów. Norweg postanowił więc wziąć sprawy w swoje ręce i stworzyć wiązania, które będą automatycznie wypinać buty przy upadku. Ostatecznie w 1937 roku ukazała się pierwsza seria wiązań Saf-Ski.
Co ciekawe, projekt Hvama jedynie w bardzo niewielkim stopniu modyfikował wiązania typu Kardahar. Jedyna różnica polegała na tym, że Hvam zastąpił przytwierdzone metalowe szczęki przy pomocy niewielkiego „bezpiecznika”. Taki mechanizm sprawiał, że podczas upadków pięta wypinała się bokiem z wiązania. Szczyt popularności wiązań Saf-Ski przypadł na okres bezpośrednio po II wojnie światowej. Wtedy to historia wiązań narciarskich nabrała kolejnego rozpędu…
Powojenna historia wiązań narciarskich – dalsze udoskonalenia
Tuż po zakończeniu II wojny światowej francuski wynalazca Jean Beyl skonstruował zupełnie nowy typ wiązań. Jego projekt zakładał, że wiązanie będzie mieć specjalny mechanizm, który umożliwi swobodne obracanie się nart wokół własnej osi podczas upadku. Taki schemat zakładał więc rezygnację z „bezpiecznika” wypinającego buty z nart. Co ciekawe, przy wypuszczaniu nowych wiązań na rynek Beyl wykorzystał ówczesną modę na amerykańskie nazewnictwo. Dlatego jego produkt trafił do francuskich sklepów jako wiązania typu Look.
Z czasem Francuz udoskonalił swój projekt i zastosował rozwiązania zbliżone do tych, z których korzystał Hvam. Oczywistą zmianą było wprowadzenie bezpieczników wypinających buty z wiązań, ale na tym Beyl nie poprzestał. Jego kolejnym pomysłem okazało się zastąpienie materiału wykorzystywanego do produkcji wiązań. Beyl zrezygnował z blachy i postawił na odlew aluminiowy, a ponadto wyposażył wiązania w mechanizm ręcznej regulacji. Tak oto powstały słynne wiązania Look Nevada, które przez następne lata były wykorzystywane przez wielu producentów nart.
Co istotne, nie tylko Jean Beyl korzystał ze schematu stworzonego przez Hvama i jego markę Saf-Ski. Wiązania z przednim bezpiecznikiem stały się również inspiracją dla jednego amerykańskiego inżyniera. Mitch Cubberley, bo to o nim mowa, wprowadził do tego projektu pewną bardzo znaczącą modyfikację. Były nią dwie stalowe blaszki przytwierdzane do skórzanych podeszew butów narciarskich. Zastosowanie blachy miało zapobiegać przemoknięciu skóry, co w konsekwencji prowadziło nieraz do samoczynnego wypinania się wiązań. Co więcej, Cubberley zastosował nowy rodzaj „bezpiecznika”, który wypinał buty nie tylko na boki, ale również do góry! Jego gotowy projekt trafił na rynek pod nazwą wiązań Cubco.
Jak widać, do tej pory omówiliśmy trzy różne schematy wiązań – Saf-Ski, Look Nevada oraz Cubco. To właśnie one staną się fundamentem, na którym powstaną nowoczesne wiązania narciarskie wykorzystywane do dzisiaj! Jaka więc jest dalsza historia wiązań narciarskich? Odpowiedź na to pytanie znajduje się w trzecim artykule z naszej serii 😉 Część I jest natomiast dostępna pod tym linkiem.